Średniej wielkości pomieszczenie z dość skromnym wyposażeniem gdzie nie braknie podstawowych rzeczy jak w każdej kuchni. Jedno z ważniejszych miejsc w całym przybytku gdzie przygotowuje się posiłki jak również racje żywnościowe na wyprawy. W kącie kuchni znajduje się nieduży piec, który dla Ralpha był takim małym królestwem gdzie tylko on może sprawować władzę kiedy chce. Akurat w tym czasie Zwiadowca miał wolny czas, a za oknem była szaruga i padało. Już nieco wcześniej czuł, że spadnie deszcz więc zawczasu się na to przygotował. Z racji tego, że jak zawsze się nudził w taką pogodę, to musiał się koniecznie czymś zająć. Dzisiaj akurat miał zamiar coś dobrego upiec. Akurat niedawno przybyło nowe zaopatrzenie gdzie było to czego potrzebował. Jajka, mąka, drożdże i parę innych rzeczy. Właśnie na blacie drewnianego stołu posypanego wcześniej mąką ugniatał ciasto. Do tej roboty jak zawsze podwijał rękawy i zakładał fartuch by się nie ubabrać. Był silnym chłopem, więc sprawnie mu szło wyrabianie materiału na przyszłe maślane bułeczki, które miał zamiar właśnie upiec. Miarowe zgniatanie ciasta sprawiało, że się jakoś rozluźniał. Zawsze przypominał sobie dzieciństwo wypełnione zapachem świeżego pieczywa i ciast. Tamte czasy dawno minęły, ale nie zaszkodzi od czasu do czasu o nich sobie przypomnieć. W tym momencie zapominał o otaczającej go rzeczywistości i był skupiony tylko i wyłącznie na tym co robił obecnie. Jeśli ktoś by mu przeszkodził w obecnej pracy, to by bez wahania sięgnął po najbliższy nóż i rzucił w intruza. Ci co go już znali, to już wiedzieli by nie wchodzić do kuchni gdy on tam jest jeśli nie ma się konkretnego powodu inaczej pewnie by skończyli gorzej niż tytani. Ralph bardzo nie lubił jak mu przeszkadzają gdy on piecze. Tylko te chwile mu pozwalały bowiem się poczuć bardziej swobodnie niźli dotychczas. Tak to zazwyczaj chodził prawie, że jak druga kopia Marka.
Po wyrobieniu podzielił ciasto na porcje formując je w spłaszczone kule z „przedziałkiem” i obsypał mąką by się nie sklejały. Nieco wcześniej rozpalił w piecu by go rozgrzać, więc w kuchni było dość ciepło. Teraz musiał poczekać jak wzrosną przyszłe bułeczki na tyle by je potem upiec. Otrzepał ręce z mąki i podszedł do okna by wyjrzeć na zewnątrz. Widoczność była dość kiepska z powodu deszczu, ale zdołał dojrzeć trzy postacie na placu pod jednym z dachów. Nie dało się ukryć, że i Mark tam stał. Tylko on miał czerwony szalik, którego z daleka zawsze było widać. Wpatrywał się w nich przez kilka minut nim wrócił do swoich bułek, które po włożeniu na drewnianą łopatę wpakował do pieca. Teraz musiał czekać aż się upieką. Przede wszystkim musiał nieco ogarnąć w kuchni i sam siebie. Przygotował koszyczek na te bułki, bo nie omieszka odwiedzić potem z nimi towarzyszy na placu. Trochę to potrwa, więc wziął z półki swój zeszyt i ołówek, które tam zostawił. Usiadł na krześle przy piecu i począł kartkować swój notes przeglądając aktualne zapiski.